Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Adamek znokautował Gołotę

Treść

Tomasz Adamek pokonał na ringu w Łodzi Andrzeja Gołotę w swym debiucie w wadze ciężkiej, zdobywając pas mistrza interkontynentalnego organizacji IBF. Pojedynek dwóch najsłynniejszych polskich pięściarzy okazał się popisem jednego aktora i zakończeniem kariery drugiego.

Wątpliwości (jeśli w ogóle) były tylko przed walką. Kibice zastanawiali się, czy górę wezmą szybkość, błyskotliwość, młodość Adamka, czy doświadczenie, siła i większa masa Gołoty. Tuż po gongu wszystkie zagadki rozwiązały się błyskawicznie. Adamek od razu przeszedł do konkretów, czyli rozpoczął zmasowany ostrzał pozycji przeciwnika. Na głowę, tułów Gołoty posypały się dziesiątki ciosów, zszokowany nie potrafił odpowiedzieć. Po dwóch minutach Gołota był już na deskach, ale tym razem jeszcze się podniósł. Z niepewnym uśmiechem na twarzy. Adamek przeważał, umiejętnie unikał ciosów rywala, sam zadawał ich całe mnóstwo. Dopiero w trzeciej rundzie Gołota na chwilę otrząsnął się z przewagi urodzonego w Gilowicach mistrza świata kategorii junior ciężkiej - nie na tyle jednak, by przejąć inicjatywę. Stało się jasne, że pojedynek zakończy się wcześniej, że nie przetrwa dominacji przeciwnika. Nieuchronny koniec nastąpił w piątej rundzie. Gołota znów upadł po niesamowitej serii Adamka, ale jeszcze próbował walczyć. Nie na długo, po chwili sędzia ogłosił techniczny nokaut 41-letniego boksera. - Jeśli masz szybkość, dynamikę, serce i wiarę, wszystko możesz. Atakowałem od początku, bo na ringu nie można czekać na ruch przeciwnika. W piątej rundzie poczułem, że Gołota jest zamroczony, i nie straciłem szansy - powiedział Adamek, któremu teraz marzą się pojedynki z największymi sławami królewskiej kategorii. Do niższych nie ma zamiaru już wracać.
A Gołota? Po walce powtarzał: "Tragedia, tragedia, może boks już nie jest dla mnie". Wyglądał na totalnie załamanego klęską, jej stylem, okolicznościami. Choć w przeszłości starał się podnosić po porażkach, teraz chyba definitywnie powie pas. Nie ma już sensu ryzykować zdrowia i życia. Najmniejszego.
Pisk
"Nasz Dziennik" 2009-10-26
Fot. Archiwum

Autor: wa