Przejdź do treści
Przejdź do stopki

CASA z wolnej ręki

Treść

Z prof. Romualdem Szeremietiewem, wiceministrem obrony narodowej w latach 1998-2001, rozmawia Grzegorz Lipka Jak wyglądała procedura zakupu samolotów CASA? - W 2001 r. w podległym mi departamencie zaopatrywania sił zbrojnych - byłem wówczas sekretarzem stanu i pierwszym zastępcą ministra obrony narodowej - uruchomiłem procedurę zakupu samolotów transportowych. Do przetargu zgłosiło się trzech oferentów. Jednak po otwarciu ofert okazało się, że samoloty dwóch firm startujących w konkursie nie posiadają natowskich certyfikatów dopuszczających do latania. Były to oferty samolotów Spartan C27J - włosko-amerykańskej firmy Alenia oraz ukraiński Antonow 72 P. Przy czym Spartan był zupełnie nową konstrukcją i samolot ten był w trakcie procedury uzyskiwania stosownych certyfikatów. Z tego względu musieliśmy stwierdzić, że nasze warunki spełnia tylko jeden dostawca: firma hiszpańska - CASA. Z tego powodu procedura przetargu nieograniczonego została unieważniona. Wdrożyliśmy postępowanie zakupu z wolnej ręki, którą stosuje się, gdy jest jeden dostawca. Kiedy kończyliśmy procedurę, firma Alenia przysłała do MON informację, że ich samolot właśnie uzyskał wymagane certyfikaty. Zmieniało to sytuację? - Poinformowałem wówczas mojego przełożonego, ministra obrony narodowej Bronisława Komorowskiego, o tej nowej okoliczności. Zgodnie z ustawą o zamówieniach publicznych, gdy pojawił się drugi dostawca, należało unieważnić postępowanie z wolnej ręki i otworzyć procedurę przetargu nieograniczonego. Tak się jednak złożyło, że w tym samym czasie w mediach wybuchła "afera korupcyjna", w wyniku której zostałem odwołany ze stanowiska. Po odwołaniu ze zdziwieniem zobaczyłem w telewizji, jak minister Komorowski podpisuje kontrakt na zakup samolotów CASA z wolnej ręki. To oznaczało, że informacje o drugiej ofercie na samolot transportowy nie zostały uwzględnione przez ministra obrony. Próbował Pan dowiedzieć się czegoś o tej sprawie po odwołaniu? - Tak, ale nie było to łatwe. Dyrektor departamentu nadzorujący bezpośrednio zakup, który był moim współpracownikiem, został również odwołany ze stanowiska. A ponieważ był on świadkiem w mojej sprawie, to nie mogłem kontaktować się z nim i pytać o przebieg procedury zakupu samolotu. Mogłem to zrobić dopiero po zakończeniu śledztwa. To wszystko sprawiło, że dopiero po dłuższym upływie czasu mogłem go zapytać o samoloty CASA. Powiedział, że na zebraniu komisji dokonującej zakupu oczekiwano od niego podpisania protokołu końcowego o wyborze samolotu CASA. Odmówił tego podpisu, ponieważ pamiętał o moim wystąpieniu do ministra obrony narodowej. Przy czym nie uzyskał odpowiedzi na pytanie, dlaczego nie zmieniono procedury zakupu samolotów. Co prawda mogło być tak, że mimo mojego pisma procedury nie trzeba było zmieniać. Informacja Alenii mogła być wadliwa, na przykład certyfikat Spartana był niekompletny. Niedawno na moim blogu został mi postawiony zarzut, że ponieważ kupowałem samoloty CASA, więc jestem winny tej katastrofy. Samolotu nie kupowałem, zrobił to minister Komorowski, więc taki zarzut jest chybiony. Jednak sama katastrofa i jakość kupionych samolotów nie mają ze sobą związku. Osobiście uważam, że samoloty CASA są nowoczesne i dobre, czyli gdzieś indziej trzeba poszukiwać przyczyn katastrofy. Pozostają jedynie wątpliwości co do trybu zakupu samolotów i realizacji z nim związanego offsetu. Po co negocjuje się warunki, których realizacji później nikt nie pilnuje? - W kwestii wykonywania umów offsetowych dodajmy, że nie tylko w przypadku samolotów CASA powstało bardzo wiele wątpliwości. Między innymi taka, czy w Polsce ktoś rzeczywiście pilnuje ich wykonania. Czasem gospodarcze pożytki z offsetu dla wielu polityków wydają się bardzo kuszące. Pamiętam, jak w czasie pozyskiwania samolotu wielozadaniowego byłem w sporze z kolegami ministrami. Zakładałem odłożenie w czasie tego zakupu. Proponowałem podjęcie starań o samolot nowy, dopiero wchodzący na uzbrojenie. Miałem na myśli projekt JSF, czyli amerykański samolot F-35. Niestety, na posiedzeniu Rady Ministrów przegrałem, ponieważ minister gospodarki twierdził, że jeśli przeniesiemy decyzję o zakupie na przyszłość, to nasz rząd nie będzie miał korzyści z offsetu. A miało to dać rządowi premiera Buzka amerykańskie inwestycje liczone w miliardach dolarów. Teraz dowiadujemy się, że z tego offsetu Polska ma dziwnie mało korzyści. Ostatnio usłyszałem nawet, że zakup samolotów F-16 będzie nas kosztował więcej, niż liczyliśmy. Nie około 7 mld dolarów, ale 17 miliardów, bowiem "ktoś" - pytanie kto? - źle obliczył odsetki od kredytu udzielonego Polsce w USA. A wracając do samolotów CASA, dowiaduję się z prasy, że mimo umowy offsetowej Hiszpanie do dziś nie stworzyli w Polsce centrum serwisowania samolotów, chociaż liczba tych maszyn jest taka sama jak w lotnictwie hiszpańskim. Dziękuję za rozmowę. "Nasz Dziennik" 2008-01-29

Autor: wa