Granda na galerii
Treść
Z Marią Ochman, przewodniczącą Krajowego Sekretariatu Ochrony Zdrowia NSZZ "Solidarność", rozmawia Wojciech Wybranowski Co się zdarzyło, gdy przyjechała Pani wraz z koleżankami do Sejmu? - Po raz pierwszy od dziesięciu lat, jak przychodzimy przyglądać się pracom Sejmu, zdarzyła się taka sytuacja, że przy wejściu zostałyśmy pozbawione dokumentów osobistych, torebek, praktycznie wszystkiego, co miałyśmy przy sobie. Wolno było nam tylko wejść tak, jak stoimy. Pretekstem było to, że ponoć w wejściu, którym nas wpuszczano, nie było sprzętu pozwalającego na prześwietlenie torebek, w związku z tym ze względu na bezpieczeństwo - jako podejrzane osoby - zostałyśmy poddane takim rygorom. Podejrzane osoby? - Chciałabym powiedzieć, że były dwie listy zawierające tzw. spis gości, którzy będą mogli przysłuchiwać się sejmowej debacie, na obu listach znalazły się nasze nazwiska. Oprócz tego, że zgłosił nas klub Prawa i Sprawiedliwości, to jeszcze byłyśmy zgłoszone jako członkowie Komisji Trójstronnej przez Ministerstwo Gospodarki. Po raz pierwszy, mimo że mam stałą przepustkę do Sejmu, która jeszcze obowiązuje, zostałam tak potraktowana. Nie tylko nie mogłyśmy wnieść żadnych toreb, telefonów, ale też nie mogłyśmy wnieść żadnych leków, a przecież debatę zaplanowano na wiele godzin. Nie mówiąc już o tym, że zaczęła się ona o godzinie 9.00, teraz jest godzina 14.00. Przez ten czas nikt z nas nie mógł wyjść nawet na chwilę, kupić choćby buteleczki wody czy czegokolwiek. Powiedziano nam, że jeżeli wyjdziemy stąd, choćby chcąc udzielić wywiadu Telewizji Trwam, to już nie wrócimy. Kto tak Paniom powiedział? - Straż marszałkowska. Ze zdumieniem również obserwowałam to, że koledzy z innych związków mają zupełnie inne prawa i możliwości poruszania się po Sejmie, ich te restrykcje nie dotyczą. Przyjmuję całą sytuację z wielkim zdumieniem, bowiem - tak jak mówiłam - przychodzimy tu od dziesięciu lat, nieraz rzeczywiście były nas duże grupy, i nic takiego się nie działo. Dzisiaj przyjechało nas tu kilka osób - koleżanki z Tarnowa, z Krakowa, i co się dzieje? Przy wejściu do Sejmu zabrano nam ubrania, kurtki, płaszcze, ale nie żeby oddać do szatni, która przecież w Sejmie jest. Nam kazano je złożyć w maleńkie kosteczki i wcisnąć do niewielkich szafek, jak w koszarach. Tak naprawdę tylko dlatego, że postawiłam się dość mocno strażnikom, pozwolono mi wziąć telefon, bo muszę mieć kontakt z biurem. Doszło do sytuacji, że jestem w gmachu, który powinien być symbolem demokracji, wolności, swobód obywatelskich, gwarantować te swobody, a czujemy się tutaj po prostu izolowani. Widocznie "Solidarność" się komuś naraziła. Nie pozwolono również Pani wyjść do dziennikarzy, porozmawiać? - Pan dotarł do nas, dlatego rozmawiamy. Ale gdybym chciała wyjść z panem z galerii, udzielić wywiadu, nie pozwolono by mi. Możemy się przekonać, jak pan chce. Wcześniej chciałam porozmawiać z dziennikarką, usłyszałam: "Proszę wyjść tamtym wyjściem i już nie wracać". Ktoś z posłów próbował Paniom pomóc? - Interweniował wicemarszałek Krzysztof Putra. Teraz, po pięciu godzinach, przekazano nam informację, że ewentualnie możemy dostać nasze torebki, przy czym zastrzeżono, że jeśli po nie wyjdziemy, to nie wrócimy. Powiem tak, jeżeli ktoś mówi i robi dużo szumu wokół naruszania praw osób, które latem ubiegłego roku protestowały pod kancelarią premiera - ja abstrahuję od samego protestu, też tam byłam - to niech zwróci uwagę na to, że dzisiaj pan marszałek Komorowski przez swoich ludzi, swoich urzędników dał pokaz tego, jak się traktuje partnerów społecznych. Najwyraźniej uznał, że jesteśmy zagrożeniem, że jesteśmy wrogiem. W takim razie najlepiej w ogóle nie wpuszczać tu nikogo, nie transmitować obrad. Być może ktoś ma rzeczywiście coś do ukrycia. Próbowała się Pani dowiedzieć, skąd taka decyzja marszałka Komorowskiego? - Nie wiem, czy pan marszałek Komorowski sam we własnym majestacie podjął taką decyzję. Być może są to jakieś nowe zarządzenia, nie wiem. Mogę powiedzieć tylko tyle, że dwa tygodnie temu, kiedy po raz pierwszy miała odbyć się debata, też miałyśmy zaproszenie z Ministerstwa Gospodarki, bo wicepremier Waldemar Pawlak, minister gospodarki, jest przewodniczącym Komisji Trójstronnej, więc nie jesteśmy osobami nieznanymi, pełnimy funkcje publiczne. Dziękuję za rozmowę. "Nasz Dziennik" 2008-02-07
Autor: wa