Kto kogo kompromituje
Treść
Z posłem Pawłem Kowalem, wiceministrem spraw zagranicznych w rządzie Jarosława Kaczyńskiego, wiceprzewodniczącym Klubu Parlamentarnego PiS, rozmawia Mariusz Kamieniecki
Jest Pan zaskoczony, a może zawiedziony wyborem premiera Danii Andersa Fogha Rasmussena na szefa NATO?
- Od kilku tygodni mówiło się, że to Rasmussen zostanie szefem NATO, i o tym, że udzielą mu poparcia znaczące państwa europejskie i Stany Zjednoczone. Prawdę mówiąc, tylko przypadek mógłby odwrócić ten bieg wydarzeń. Ale w organizacjach międzynarodowych jest tak, że udział w takiej rywalizacji, także wtedy, kiedy szanse na wybór są niewielkie, traktowany jest jako szansa prezentacji kandydata, który innym razem - już jako bardziej znany - wystartować może z powodzeniem. Warunek jest jeden: od początku do końca trzeba tę akcję promocyjną przeprowadzić na poważnie i zgodnie z regułami dyplomatycznej sztuki.
Co ten wybór oznacza dla Polski?
- Ważne jest to, że sekretarzem generalnym NATO zostaje ktoś, kto dobrze zna warunki Europy Środkowej w tym sensie, że Rasmussen miał znaczący wpływ na nasze negocjacje związane z wejściem do Unii Europejskiej. Istotne jest również to, że jest to polityk koncyliacyjny z dużym doświadczeniem międzynarodowym. Ponadto uważa się, że plusem jest to, iż jest to polityk, który pochodzi z kraju mniejszego, a co za tym idzie - może mieć większą wrażliwość na różne problemy nie tylko największych państw członkowskich Sojuszu.
A jakie są wady tej kandydatury?
- Dla NATO lepiej byłoby, żeby to był ktoś z kraju granicznego, który rozumiałby też problemy krajów z obrzeży Sojuszu Północnoatlantyckiego. Tym bardziej że w najbliższym czasie czeka nas wiele problemów, np. na linii UE - Rosja, oraz że w naszym interesie leży rozszerzenie w przyszłości Paktu na Wschód o Ukrainę, Gruzję i ewentualnie inne kraje.
Co przekonało Turcję?
- Trudno tak jednoznacznie powiedzieć: być może skuteczne okazały się rozmowy prezydenta USA, premiera Włoch Berlusconiego z tureckim premierem Erdoganem, a być może jakieś inne obietnice polityczne pod adresem Turcji, o których coraz częściej się mówi, jak stanowisko zastępcy sekretarza generalnego NATO. Osobiście już od dłuższego czasu miałem wrażenie, że stanowisko Turcji w sprawie wyboru szefa NATO jest do negocjacji. Z drugiej strony, warto podkreślić, że Turcja to kraj, który dobrze wypełnia obowiązki członkowskie, ma drugą co do wielkości armię w Sojuszu i nie waha się, kiedy trzeba się zaangażować, i podobnie jak w stosunku do państw Europy Środkowej często wśród członków NATO rysuje się tendencja, by nie doceniać Turcji.
Dlaczego Sikorski nie miał szans?
- Tak już jest w polityce, że nie mogą wygrywać wszyscy, którzy chcą, podobnie zresztą jak we wszystkich rywalizacjach, gdzie jest jedno miejsce do obsadzenia. Niewykluczone, że popełnione zostały jakieś błędy w procedurze lobbingu. Faktem natomiast jest, że od pewnego czasu Polska na arenie międzynarodowej nie ma spektakularnych sukcesów w lansowaniu polityków na ważne funkcje międzynarodowe i warto byłoby się nad tym poważnie zastanowić i wyeliminować popełniane błędy. Przypomnę, że w tej konkretnej sprawie kilka tygodni temu zwracałem uwagę, że takie pakietowe prezentowanie kandydatów: Włodzimierza Cimoszewicza na sekretarza generalnego Rady Europy, Jerzego Buzka na przewodniczącego Parlamentu Europejskiego, Radosława Sikorskiego na szefa NATO - to może zbyt dużo jak na jeden raz, a być może zostały popełnione również inne błędy. Trudno to w tym momencie jednoznacznie ocenić.
Porozumienie takich mocarstw jak Niemcy, Francja, Wielka Brytania popieranych przez USA nie pokazuje naszego miejsca w szeregu?
- Osobiście aż tak bym tego nie formułował. Myślę, że powoli dojrzewa w NATO myśl, że ktoś z Europy Środkowej, której państwa bardzo aktywnie włączały się we wszelkie działania Sojuszu, powinien być szefem Paktu. Tym razem się nie udało i trzeba z tego wyciągnąć stosowne wnioski i być może inaczej budować koalicję, bo jak się okazało, nie do końca zadziałała koalicja środkowoeuropejska, którą m.in. chwalił się rząd premiera Tuska. Widać wyraźnie, że państwa Europy Środkowej nie skłaniały się za bardzo do poparcia Sikorskiego. Mimo wszystko z faktu, że tym razem się nie udało, nie wysnuwałbym daleko idących wniosków, że nigdy nie może się udać. Przeciwnie, jeżeli będziemy się prezentowali jako państwo, które zawsze ma odpowiednich kandydatów na ważne stanowiska, to w którymś momencie się uda.
Na konferencji w Strasburgu prezydent Kaczyński jakby na otarcie łez powiedział, że następny szef NATO musi być z Polski. Skąd ta pewność?
- Pan prezydent zachował się w tej sprawie jak przystało na poważnego przywódcę. Jak wiadomo, popierał polskiego kandydata, do kiedy był chociaż cień szansy na jego wybór. Od kilku tygodni jednak było jasne, że większość przywódców postawi na Rasmussena. Po wyborze Lech Kaczyński pogratulował zwycięzcy, podkreślił, iż będziemy z nim współpracować. Zapowiedział jednocześnie, iż będziemy się starali, by polski udział w NATO został doceniony w przyszłości. Jestem przekonany, że inna postawa przyniosłaby Polsce straty. A jeśli polski rząd nie zrobi teraz czegoś nieodpowiedzialnego, co postawi Polskę w niezręcznej sytuacji, to naprawdę mamy szansę w niedalekiej przyszłości na stanowisko sekretarza generalnego NATO.
Premier zarzucił prezydentowi złamanie instrukcji rządowych.
- Najtrudniej jest nauczyć się przegrywać. Gratulacje, które minister Sikorski składał Rasmussenowi, pełne były ironii - to błąd. To nie służy ani polskim interesom, ani interesom ministra Sikorskiego, bo wszyscy zamiast zapamiętać, że walczyliśmy, mogą zapamiętać, że nie umieliśmy przegrać. I to się może zemścić w innych podobnych sytuacjach. Rząd pod kierownictwem Donalda Tuska dąży do sztucznego, zresztą kolejnego konfliktu. Dla Polski i dla przyszłych kandydatur z naszego kraju byłoby lepiej, żeby powiedzieć po prostu: tym razem się nie udało, ale następnym razem zrobimy wszystko, by wynik był dla nas pozytywny, a przede wszystkim, by wspólnie zastanowić się nad tym, jakie popełniliśmy błędy. Niestety, po stronie rządowej nie widać zdolności, a przede wszystkim chęci do refleksji, natomiast pojawiają się nowe oskarżenia, które rujnują nasz wizerunek i wystawiają Polskę na kpiny na arenie międzynarodowej. W poważnej polityce takie praktyki są po prostu niedopuszczalne.
Ustne dwuzdaniowe instrukcje, jakie, zdaniem prezydenta, przy wyjściu z samolotu miał mu przekazać minister Sikorski, nie mogą być zobowiązujące dla głowy państwa?
- Na pewno nie chodzi tu o instrukcje, bo jasne było, że wobec Rasmussena nie ma takich zastrzeżeń, by blokować jego wybór, a sam minister Sikorski nie wiadomo dlaczego w przeddzień wyboru zaczął twierdzić, że nigdy nie był kandydatem. Inna sprawa, że instrukcje to termin prawny i w tym przypadku o takich nie może być mowy. Ten termin dotyczy np. negocjacji umowy międzynarodowej w imieniu rządu przez jakiegoś ministra lub dyplomatę. Trudno, żeby minister wskazywał, co ma mówić w trakcie kolacji z innymi przywódcami NATO prezydent, który akurat odpowiada za tworzenie polityki bezpieczeństwa. To wszystko przedstawiciele rządu wiedzieli i początkowo pozytywnie komentowali przebieg szczytu, aż w sobotę około południa zaczęto wywoływać sztuczną awanturę.
Dziękuję za rozmowę.
"Nasz Dziennik" 2009-04-06
Autor: wa