Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Kupcy zostali za Bugiem

Treść

Jeśli w ciągu kilku miesięcy nie dojdzie do odbudowania handlu ze Wschodem, wielu przedsiębiorstwom branży skórzanej w rejonie Zakopanego i Nowego Targu grozi upadłość. Zakłady tracą także na skutek spadku wartości dolara. Kłopoty producentów są związane z wejściem Polski do strefy Schengen. Otwarto co prawda nasze zachodnie i południowe granice, ale za to większe bariery postawione zostały na granicy wschodniej. Utrudnienia w przyjazdach do Polski: opłaty za wydanie wizy, skrupulatniejsze kontrole graniczne, spowodowały, że znacznie spadła liczba przybyszów zainteresowanych robieniem zakupów w naszym kraju. W okolicach Zakopanego i Nowego Targu dotyka to przedsiębiorstwa przemysłu skórzanego, głównie kuśnierskie. Produkowane w nich kożuchy znajdowały przez wiele lat odbiorców na Wschodzie. Tam noszenie ubrań ze skóry naturalnej - a nie sztucznej, "ekologicznej" - jest ciągle w modzie, podczas gdy w Polsce i Europie Zachodniej popyt na produkty kuśnierzy jest zdecydowanie mniejszy. Rosjanie czy Ukraińcy przyjeżdżali głównie na Podhale, które jest nazywane polskim zagłębiem kuśnierskim, gdzie zaopatrywali się w kożuchy i inne wyroby ze skóry. Co ważne, producenci uzyskiwali całkiem dobre ceny, co zapewniało godziwe zyski. Na koniunkturze korzystał gospodarczo cały region. - Na tym terenie działa około tysiąca głównie małych i średnich firm rodzinnych, które są nastawione przede wszystkim na klienta ze Wschodu - mówi Kazimierz Klepaczewski, prezydent Polskiej Izby Branży Skórzanej w Radomiu, do której należą także zakłady z rejonu nowotarsko-zakopiańskiego. - Jednak gdy teraz przyjeżdża stamtąd o wiele mniej kupców, odbija się to od razu na sprzedaży - dodaje. Potwierdza to Stanisław Kosela, właściciel jednej z firm branży skórzanej w Nowym Targu. - Spadek sprzedaży sięga w przypadku wielu zakładów nawet 60 procent - podkreśla Kosela. - Jeśli ta sytuacja utrzyma się jeszcze przez kilka miesięcy, to większości przedsiębiorstw stanie przed oczami widmo bankructwa, a ludzie stracą pracę i źródła dochodów - dodaje. Niestety, trudno się spodziewać, aby wprowadzono ułatwienia dla gości ze Wschodu. - Nie krytykujemy samego wejścia do strefy Schengen. Znowu jednak zabrakło naszym władzom wyobraźni, aby zadbać o interesy polskich przedsiębiorców i zgodzono się na postawienie barier dla kupców z sąsiednich krajów. Zabrakło szerszego spojrzenia na gospodarkę - zaznacza Kazimierz Klepaczewski. Szkodliwy słaby dolar Niestety, sytuacja zakładów z Podhala jest niewesoła również z powodu niskiego kursu dolara. Niektóre firmy nastawiły się na produkcję na rynek amerykański, gdzie eksportowane są np. bogato haftowane góralskie ubiory, m.in. serdaki, znajdujące nabywców nie tylko wśród tamtejszej Polonii. Za serdak producent dostawał 400 dolarów, ale znaczna część tych pieniędzy to koszty produkcji, zwłaszcza ręcznego haftowania. To bardzo czasochłonna, a więc i droga praca, poza tym niełatwo jest znaleźć dobrą hafciarkę. Gdy kurs dolara spadł poniżej 2,5 zł, okazało się, że przychody z eksportu do USA często nie pokrywają nawet w całości kosztów. - Podnieść cen nie można, bo wtedy straci się odbiorców. A małe firmy nie mają też funduszy, aby dokładać do interesu - tłumaczy prezydent PIBS. - Tak więc w tej branży nie widać skutków ożywienia gospodarczego - dodaje. Kazimierz Klepaczewski podkreśla, że kondycja przemysłu skórzanego i tak nie jest dobra, zwłaszcza po szerszym otwarciu unijnego, a więc i polskiego rynku na produkty z Chin: buty, kurtki, paski, torebki i wiele innych. Efekt jest taki, że grubo ponad połowa obuwia w naszych sklepach to towary z metką "made in China". Zachodnie koncerny budują także fabryki w Indiach, Wietnamie i innych krajach Dalekiego Wschodu. Innym kierunkiem ekspansji może być Afryka, gdzie siła robocza jest równie tania, a nawet tańsza niż w Azji. - Dla zachodnich koncernów nie jest problemem przeniesienie produkcji na drugi koniec świata, dlatego popierają likwidowanie wszelkich instrumentów ochrony rynków wewnętrznych w Europie, bo najwięcej na tym korzystają - tłumaczy Klepaczewski. Krzysztof Losz "Nasz Dziennik" 2008-01-26

Autor: wa