Liczą się fakty, a nie interpretacja
Treść
Z Janem Marią Jackowskim, byłym Sędzią Trybunału Stanu (2005-2007), publicystą, rozmawia Marcin Austyn
11 listopada prezydent Lech Kaczyński mówił o potrzebie budowania "nowego patriotyzmu". Jak Pan odebrał te słowa?
- Wystąpienie pana prezydenta przyjąłem z pewną zadumą, ponieważ słuszne uwagi dotyczące patriotyzmu dzisiaj pozostają w sprzeczności z działaniami pana prezydenta jako głowy państwa. Jeżeli używamy sformułowania "dobra interpretacja" traktatu lizbońskiego i na taką interpretację liczymy, to trzeba sobie zdawać sprawę z tego, że w traktacie lizbońskim jest wprost zapisane, iż powstaje nowy byt, podmiot prawa międzynarodowego - Unia Europejska, która w imieniu krajów członkowskich może zawierać umowy międzynarodowe. To nie jest więc kwestia interpretacji traktatu, ale stwierdzenia faktów. Moim zdaniem, jeżeli ktoś mówi piękne słowa o patriotyzmie i chce być patriotą, to nie podpisuje dokumentu takiego jak traktat lizboński, który znacznie ogranicza naszą suwerenność i osłabia pozycję Polski w UE.
Skoro w naszym interesie jest - jak podkreślał Lech Kaczyński - pozostawanie w UE będącej związkiem państw niepodległych, to raczej należało dążyć do przyjęcia takich zapisów, które by Polsce tę suwerenność gwarantowały?
- Oczywiście, i o tym należało pamiętać w fazie negocjacji. Przypomnę, że pan prezydent deklarował m.in., że będzie zabiegał o wpisanie wartości chrześcijańskich do preambuły traktatu. Gdyby wówczas Polska sprawę postawiła na ostrzu noża, to dziś nie mielibyśmy tego traktatu albo byłby on w znacznie lepszej formie. Mówienie dzisiaj, że nie pozwolimy na zdejmowanie krzyży... wygląda jak płacz nad rozlanym mlekiem. Przecież brak jasnych zapisów o chrześcijańskiej tożsamości Europy w preambule do konstytucji UE będzie powodował, że działania dechrystianizacyjne będą się coraz bardziej nasilały. Mówienie, że będziemy się takim działaniom przeciwstawiać, w chwili kiedy jesteśmy podporządkowani strukturom międzynarodowym, wygląda jak "wymachiwanie szabelką".
Polska miała być tym krajem, który pomoże Europie wrócić do chrześcijańskich korzeni. Tymczasem prezydent, mówiąc o obronie krzyża, nie wychodził poza polskie granice...
- Dzisiaj można mieć tylko żal do pana prezydenta, że jego deklaracje nie zostały zrealizowane - mam tu na myśli kształt preambuły. W moim przekonaniu, to przemówienie zawierało więcej elementów kampanii wyborczej, a mniej merytorycznych, wskazujących na rozpoznanie sytuacji, w jakiej obecnie znajduje się Polska w ramach UE i w zmianach geopolitycznych, jakie w Europie się dokonują... A widać to chociażby w kontekście zacieśniającej się współpracy Niemiec i Rosji, w fakcie, że decyzje dotyczące obsady najważniejszych stanowisk w UE, czyli prezydenta UE i ministra spraw zagranicznych UE, zapadają w wąskim gronie i że Polska w tej grze się nie liczy. Dla mnie bardzo charakterystyczny był sondaż opublikowany w "Rzeczpospolitej" 10 listopada br., z którego jasno wynika, że 3/4 Polaków widzi zagrożenie dla naszej suwerenności w UE. Co więcej, aż 35 proc. respondentów uważa, że Polska obecnie nie jest krajem w pełni niepodległym. Te wyniki pokazują, że to, co oficjalnie głosi się w przestrzeni publicznej - m.in. na temat UE i Polski w jej strukturach - to są propagandowe slogany używane do celów politycznych. Mimo tej propagandy widać, że znacząca część Polaków pozostaje krytyczna i wyciąga własne wnioski. Sądzę, że polskie elity polityczne, które uprawiają swoistą unijną nowomowę, powinny z tego wyciągnąć wnioski.
Lech Kaczyński przywiązuje ogromną wagę do historii, ale nie ustrzegł się mówienia o rządzie Tadeusza Mazowieckiego jako o pierwszym niekomunistycznym rządzie, co nie jest zgodne z prawdą historyczną...
- To skrót używany w tego typu wystąpieniach publicznych. Faktem jest, że w tamtym rządzie przedstawiciele środowisk komunistycznych pełnili poważne funkcje. Aż czterech ministrów było rekomendowanych przez PZPR, w tym dwóch objęło kluczowe ministerstwa: gen. Czesław Kiszczak był ministrem spraw wewnętrznych, a gen. Florian Siwicki - ministrem obrony narodowej. Pierwsze wolne wybory w Polsce odbyły się w 1991 roku i w ich wyniku został demokratycznie wyłoniony pierwszy po II wojnie światowej rząd. Polska droga do wolności jest kręta i wyboista, a także mało zrozumiała dla europejskiej opinii publicznej, dla której widowiskowe było obalenie muru berlińskiego i szybkie zjednoczenie Niemiec. Dlaczego europejskim symbolem obalenia komunizmu miałyby być w 1/3 demokratyczne wybory 4 czerwca 1989 roku czy częściowo niekomunistyczny rząd Tadeusza Mazowieckiego? W Polsce zaczęły się przemiany w bloku wschodnim, ale ze względu na przyjęty przez ówczesne elity model transformacji śmietankę spijają dziś inni.
Dziękuję za rozmowę.
"Nasz Dziennik" 2009-11-13
Autor: wa