Minister Grad grzęźnie na parkiecie
Treść
Im dalej brnie resort skarbu w prywatyzację Giełdy Papierów Wartościowych w Warszawie, tym bardziej widać, że będzie musiał się z niej wycofać. Do roli inwestora strategicznego aspiruje tylko jeden chętny. Zainteresowanie akcjami wśród członków giełdy okazało się znikome, domy maklerskie wręcz zbojkotowały ofertę, eksperci zaś dowodzą, że w interesie polskiego rynku jest pozostawienie GPW w rękach Skarbu Państwa.
Resort skarbu zamierza kontynuować prywatyzację warszawskiego parkietu, mimo że wiążącą ofertę zakupu pakietu większościowego złożył tylko jeden inwestor - frankfurcka Deutsche Boerse, a pozostali się wycofali. Zainteresowanie pakietem mniejszościowym ze strony członków giełdy - domów maklerskich i banków - także okazało się nikłe, chociaż wcześniej deklarowali oni chęć udziału. Zgłosiły się tylko Pekao SA oraz portugalski Banco Espirito Santo de Investimento. Domy maklerskie gremialnie zbojkotowały ofertę.
Dlaczego? - z tym pytaniem zwróciliśmy się do prezes Marii Dobrowolskiej, szefowej Izby Domów Maklerskich (IDM).
- Domy maklerskie, zdając sobie sprawę z ryzyka modelu prywatyzacji, w którym pakiet większościowy ma objąć jeden inwestor, zrezygnowały z przedłożenia ofert na zakup pozostałych akcji. Możliwość nabycia przez członków giełdy do 5 proc. akcji jest propozycją nieopłacalną, ponieważ nie daje żadnego wpływu na decyzje podejmowane w spółce, a wymaga zaangażowania dużych kapitałów - wyjaśnia prezes IDM. - Problematyczny byłby też zwrot z tej inwestycji w formie dywidendy, ponieważ w grupach kapitałowych to podmiot dominujący decyduje, w której spółce generowane są zyski i czy dywidenda będzie wypłacana.
- Brokerzy nie tylko nie mieliby nic do powiedzenia w spółce, ale z czasem zostaliby zmuszeni przez dominujący podmiot do odsprzedaży akcji GPW poniżej ich wartości - twierdzi były członek władz Giełdy Papierów Wartościowych.
Obecnie właścicielem 98,8 proc. akcji GPW jest Skarb Państwa, pozostałe 1,2 proc. należy do członków giełdy - domów maklerskich, emitentów papierów wartościowych i banków. Członkowie giełdy, co naturalne, chętnie odwróciliby te proporcje, gdyby nie cień "inwestora strategicznego".
Strategia resortu skarbu zakłada, że w pierwszym etapie prywatyzacji jeden członek giełdy (dom maklerski, bank, emitent) może nabyć nie więcej niż 5 proc. akcji, przy czym łączna pula przeznaczona dla tego typu podmiotów wynosić ma ok. 23 procent. Dla inwestora branżowego resort przeznacza co najmniej 51 proc. akcji, a w przypadku gdy członkowie giełdy nie wykorzystają swojej puli - nawet do 73,82 proc. akcji, czyli cały oferowany pakiet.
Brokerzy zdecydowanie źle oceniają przyjęty przez resort skarbu model prywatyzacji polegający na przejęciu pakietu większościowego giełdy przez branżowego inwestora strategicznego. - Nie widzę żadnej wartości dodanej z wejścia inwestora branżowego - podkreśla prezes Dobrowolska.
- Giełda nie potrzebuje ani kapitału, ani know-how - zapewnia były wiceprzewodniczący Komisji Papierów Wartościowych i Giełd Paweł Pelc. Dla porównania, pretendująca do roli inwestora strategicznego warszawskiego parkietu Deutsche Boerse nie ma dominującego właściciela, a w jej rozproszonym akcjonariacie figurują liczni inwestorzy amerykańscy (łącznie 41 proc.), brytyjscy (32 proc.) i niemieccy (18 proc.). Za podobnym modelem własności giełdy opowiadają się krajowi brokerzy, którzy obawiają się, że dominujący inwestor branżowy postawi na graczy globalnych, a ich będzie dyskryminował.
Kto powinien trzymać parkiet
- W interesie giełdy i gospodarki domy maklerskie powinny mieć znaczący wpływ na Giełdę Papierów Wartościowych - podkreśla Maria Dobrowolska, prezes IDM. - Prywatyzacja GPW powinna być przeprowadzona w trybie oferty publicznej skierowanej do klientów instytucjonalnych i indywidualnych, przy czym należałoby ograniczyć do 10 proc. prawa głosu przypadające na jednego akcjonariusza i podmioty z nim związane w celu wyeliminowania wrogiego przejęcia - tłumaczy.
- Ta propozycja dowodzi, że prywatyzacja giełdy jest nieporozumieniem, bez względu na formę. Wejście inwestora strategicznego może skończyć się próbą przejęcia giełdy i przeniesienia notowań na inny parkiet. Taki sam skutek będzie miało rozproszenie akcji - ktoś będzie je po cichu skupować przez podstawione podmioty - twierdzi Paweł Pelc. - W obu wypadkach państwo straci wpływ na GPW - podkreśla.
- Państwo nie musi kontrolować giełdy poprzez własność akcji. Po co mrozić kapitał? Wystarczy nadzór nad GPW ze strony organu państwowego, jakim jest Komisja Nadzoru Finansowego - przekonują brokerzy.
Były wiceszef KPWiG jest innego zdania. - Kontrola właścicielska jest kluczowa, aby GPW działała w interesie rynku. KNF nie może skutecznie wymusić rozwoju giełdy na właścicielu, np. nie może zapobiec podniesieniu opłat ani przeniesieniu notowań na inny parkiet - twierdzi.
Nowa platforma nie od jutra
- KNF nie może zapobiec przeniesieniu obrotów na inną platformę - przyznaje Maria Dobrowolska. - Wprowadzenie podwójnych notowań jest decyzją emitenta, który poszukuje kapitału tam, gdzie koszt jego pozyskania jest najniższy. Natomiast ewentualne podniesienie [przez nowego właściciela giełdy - przyp. red.] kosztów ponoszonych przez emitentów na GPW wymaga zmiany regulaminu i jego notyfikacji w KNF. Komisja Nadzoru Finansowego może tej decyzji nie zatwierdzić, ale tylko wtedy, gdy jest ona niezgodna z prawem lub zagraża bezpieczeństwu obrotu - tłumaczy prezes IDM.
- Giełda Papierów Wartościowych jako instytucja infrastruktury rynku finansowego powinna pozostać w ręku Skarbu Państwa, bo tylko państwo jako właściciel działa w kierunku rozwoju rynku bez względu na zysk, gwarantując przedsiębiorstwom niskie koszty pozyskiwania kapitału - podkreśla Paweł Pelc. Resort skarbu zdaje się jednak nie zauważać zagrożeń w prywatyzacji GPW.
Czy domy maklerskie rozważają zorganizowanie alternatywnego systemu obrotu w wypadku realizacji czarnego scenariusza?
- Alternatywne systemy obrotu jeszcze nie działają w Polsce. Jeśli taka idea miałaby powstać, to z pewnością nie zmaterializuje się "od jutra", ponieważ wymaga wielkich kapitałów i walki o klienta. Bardziej prawdopodobne jest wejście zagranicznych platform alternatywnego obrotu, które zaczynają się interesować rynkami Europy Środkowo-Wschodniej - odpowiada prezes Maria Dobrowolska.
Małgorzata Goss
"Nasz Dziennik" 2009-11-14
Autor: wa