Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Moim celem jest regularność

Treść

Rozmowa z Anną Rogowską, rekordzistką Polski w skoku o tyczce Na początek sprawa najważniejsza - jak zdrowie? - Nie mogę narzekać, wszystko jest w porządku. Wreszcie. Nastrój też mam dobry, humor dopisuje, oby tak było do igrzysk. Za Panią trudny rok, przeróżne urazy odebrały możliwość realizacji zamierzonych celów. To frustrowało? - Rok był ciężki, ale kariera sportowca nie jest tylko usłana różami. Każdy z nas musi być gotowy na zakręty, trudniejsze momenty, w których nie idzie. Sztuka polega na tym, aby sobie z nimi poradzić i wyjść z dołka. Co Pani czuła, gdy nie szło, gdy nie była Pani w stanie pokonać poprzeczki, choć nie tak dawno skakała Pani dużo wyżej? - Wysokość nie miała większego znaczenia. Przez kłopoty zdrowotne nie byłam w stanie realizować planów treningowych, stąd takie, a nie inne wyniki. A konkretnie ich brak. Stawałam pod poprzeczką, wahałam się, potrzebowałam jakiegoś przełamania, ale długo nie byłam w stanie pokonać siebie - przede wszystkim siebie. Przyznam szczerze, że jedyną rzeczą, jakiej boję się w sporcie, są kontuzje. Nawet gdy jestem w jakimś dołku psychicznym, prędzej czy później sobie z nim poradzę, jest na to mnóstwo sposobów. A ze zdrowiem nie wygram. Skok o tyczce jest do tego konkurencją bardzo trudną, niebezpieczną, w której najdrobniejszy nawet niuans może zadecydować o niepowodzeniu. Gdy mi nie szło, wspominałam wcześniejsze sukcesy i to mi dodawało otuchy. Starałam się myśleć pozytywnie, zastanawiać nad tym, co jeszcze mogę osiągnąć. Wiedziałam, na co mnie stać, stąd mimo przeciwności nie zwątpiłam. Poza tym były przy mnie bliskie osoby, które dawały nieocenione wsparcie. Rok był, jaki był, ale na szczęście nie zabrakło w nim promyków słońca. - Zgadza się. Najważniejszym były mistrzostwa świata w Osace. Bardzo chciałam na nie pojechać, by udowodnić sobie, że jestem w stanie pokonać jakąś barierę niemożności. To się udało. Na medal nie miałam szans, ale liczył się dla mnie sam start. Promykiem słońca były również... igrzyska w Atenach. Pamiętam dobrze, jak wiele kosztował mnie olimpijski brąz, jaką drogą musiałam pokonać, by go wywalczyć. To wspomnienie było w tym okresie bardzo ważne. Przygotowania do nowego sezonu trwają już na dobre. - Za mną trzytygodniowe zgrupowanie w RPA, podczas którego kładliśmy nacisk przede wszystkim na prace ogólnorozwojowe. Teraz jestem w ośrodku w Spale, gdzie trenować będę aż do sezonu halowego - w tej chwili wprowadzamy elementy techniki, z czasem wydłużę rozbieg etc. Mam sporo do nadrobienia i poprawy. Rezerwy tkwią w technice, uchwycie, twardości tyczek, możliwości jest sporo, jeśli uda mi się wszystkie plany zrealizować, będzie dobrze. Jeśli chodzi o same przygotowania, to wróciliśmy na starą, sprawdzoną drogę. W minionym sezonie wprowadziliśmy sporo zmian, m.in. dwa miesiące trenowałam w Rosji i nie przyniosło to najlepszych rezultatów. Na początku lutego czeka mnie pierwszy start, potem mistrzostwa świata w Walencji. Hali nie odpuszczam, lubię w niej skakać, wystąpię w ośmiu, maksimum dziesięciu konkursach. Po nich będzie chwila wytchnienia, potem kolejny obóz w Afryce i sezon olimpijski. Zajmuje już myśli? - Owszem. Jestem pewna, że będzie wyjątkowy, obfitujący w znakomite wyniki. Tym bardziej że przybyło świetnych rywalek. - To zrozumiałe, konkurencja dynamicznie się rozwija. Dziś już kilka zawodniczek jest w stanie skakać z powodzeniem na wysokości 4,80 m, przed dwoma laty dwie, może trzy. Teraz w najważniejszych zawodach o medal może rywalizować sześć, osiem dziewczyn, a by myśleć o sukcesach, trzeba będzie te 4,80 z naddatkiem pokonywać. Ale mnie to nie paraliżuje, przeciwnie - konkurencja zawsze mnie mobilizowała. Nie mam jakiejś bariery "wysokościowej", poziom 4,80 jest już dobrze znany. Cóż, po prostu trzeba będzie się koncentrować na danej imprezie, nie patrzeć na konkurencję, tylko samemu robić to, co się najlepiej potrafi. O cele na nowy rok nie pytam, bo są oczywiste, ale proszę powiedzieć, z jaką wysokością chciałaby go Pani zakończyć? - Nie stawiam sobie jakiś konkretnych wymagań, że muszę np. skoczyć 4,90 metra. Chciałabym przede wszystkim ustabilizować się na 4,80 m, by bez większych problemów pokonywać tę wysokość na każdych zawodach. Celem jest zatem regularność, która - w co wierzę - może zaowocować olimpijskim medalem. Dziękuję za rozmowę. Piotr Skrobisz "Nasz Dziennik" 2007-12-06

Autor: wa