Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Pierwsze ostrzeżenie dla Drzewieckiego

Treść

Minister sportu Mirosław Drzewiecki pobił w 1999 r. żonę podczas zabawy sylwestrowej w Miami na Florydzie i został zatrzymany przez amerykańską policję - taką sensacyjną informację przekazała TVN. I choć tej wersji wydarzeń zaprzeczają i Drzewiecki, i jego żona, tłumacząc, że było to nieporozumienie i do pobicia nie doszło, to sensacja żyje swoim własnym życiem. Trudno jednak to zdarzenie uznać za przypadkowe, zwłaszcza że TVN jest bardzo przychylna obecnemu rządowi. Drzewiecki mówił, iż o incydencie w USA wiedziało kilka osób z jego rodziny i kręgu znajomych. Tym samym minister sportu najwyraźniej zasugerował, iż komuś zależało, aby ta sprawa wypłynęła. Dlaczego? Mirosław Drzewiecki, choć przegrał wojnę z PZPN, w ostatnich miesiącach stał się jednym z najbardziej rozpoznawalnych i mimo wszystko pozytywnie ocenianych ministrów i polityków PO. Zdobył sobie nawet sporą popularność. To oczywiście nie mogło się podobać dworowi Donalda Tuska, zazdrośnie pilnującemu, aby nikt nie wyrósł ponad rządową przeciętność. Drzewiecki, choć jest uważany za jednego z najbliższych współpracowników premiera, nie może liczyć w tym względzie na taryfę ulgową. I dlatego ktoś mógł przekazać TVN sensacyjne wiadomości z przeszłości ministra sportu, choć autorzy programu twierdzą, że sami dotarli do materiałów policji amerykańskiej. Kto? Tego być może nigdy się nie dowiemy, ale trudno jest uznać, iż nie wiedział o tym sam premier, że bez jego przyzwolenia ktoś odważyłby się "podłożyć Drzewieckiego". Donald Tusk akurat przebywa z wizytą w Kuwejcie, co ma dowodzić, że o niczym nie wiedział i jest z dala od sfery podejrzeń. Ale w przeszłości już nieraz tak bywało, że Tusk na kilka dni wyjeżdżał, a w tym czasie "wybuchała afera" lub np. dochodziło do konfliktu między rządem a opozycją bądź urzędnikami prezydenta. Tusk pozwalał wykazać się harcownikom i wkraczał po to, aby pokazać, jak łagodzi konflikty. Teraz też premier będzie mógł przed swoim ministrem udawać zaskoczonego i obiecać "przywołanie winnych do porządku". Ale ta akcja miała jeden podstawowy cel: Drzewieckiemu palcem już pogrożono. Dostał pierwsze ostrzeżenie i albo wróci do szeregu, albo wkrótce znowu będzie bohaterem jakiegoś programu telewizyjnego, który go ostatecznie pogrąży. Krzysztof Losz "Nasz Dziennik" 2008-11-19

Autor: wa