Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Sprawa Rywina odbija się czkawką

Treść

Z posłem Pawłem Kowalem, wiceprzewodniczącym klubu parlamentarnego Prawa i Sprawiedliwości, rozmawia Wojciech Wybranowski Składał Pan zastrzeżenia wobec projektu "ustawy medialnej" przygotowanego przez Platformę Obywatelską. Niektóre zapisy mogą przypominać słynne "lub czasopisma" z czasów afery Lwa Rywina... - To, co chciałbym podkreślić, to fakt, że nie możemy uzyskać informacji, jacy eksperci pracowali nad projektem ustawy. To jest bardzo ważne, gdyż od czasu sprawy Rywina przejrzystość tworzenia prawa medialnego jest rzeczą kluczową. Kiedy jednak pytamy o osoby, ekspertów pracujących nad ustawą przedstawioną przez Platformę Obywatelską, zamiast merytorycznej odpowiedzi słyszymy, że nasze pytania to "atak polityczny". To nie jest żaden atak, to normalne pytanie posłów do innych posłów - i nie ma żadnego uzasadnienia dla unikania odpowiedzi. Oczywiście najbardziej niepokojąca jest chęć podporządkowania ośrodkom rządowym zarówno procesu koncesyjnego i częstotliwości - czyli części merytorycznej, jak i technicznej zgody na nadawanie. Prowadzi to de facto do skupienia wszystkiego, co dotyczy nadawców, w tym szczególnie nadawców prywatnych i społecznych, w rękach rządowych. Jakie Pana zdaniem wywrze to skutki? - W praktyce będzie to oznaczało, że nadawcy społeczni i prywatni będą musieli o wszystko zabiegać w rządzie, w środowiskach rządowych, np. o nowe koncesje i rekoncesje. To moim zdaniem jest niezgodne z jakimikolwiek standardami. W tym sensie można powiedzieć, w cudzysłowie oczywiście, nikogo nie obrażając, że odbija się czkawką sprawa Rywina, która miała różne aspekty, m.in. polegające na tym, że przedsiębiorcy zabiegali w instytucjach rządowych o pomoc w uzyskaniu koncesji. Po to ma być niezależny regulator, na którego rząd nie ma wpływu, by ta sprawa była poza dyskusją. PiS mówi o "zamachu na media", ale Platforma przekonuje, że podobna sytuacja miała miejsce dwa lata temu, kiedy to Prawo i Sprawiedliwość w ekspresowym tempie wprowadzało ustawowe zmiany. - Porównywanie propozycji zmian przygotowanych przez Platformę Obywatelską ze zmianami sprzed dwóch lat nie ma sensu, bo ówczesne zmiany w ogóle nie dotyczyły fundamentalnej sprawy ustroju medialnego. Nawet jeśli ktoś jest przeciwnikiem tych zmian, to musi przyznać, że te zmiany nie obejmowały spraw fundamentalnych dotyczących tego, jak mają być zorganizowane media w kraju i że nie decyduje o nich rząd. A dzisiaj mydli się oczy tym, że Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji według nowego projektu będzie wybierała ekspertów, że będzie miała rekomendacje, że być może znajdą się tam najlepsi fachowcy, ale milczy się o tym, że gdyby nowy projekt wszedł w życie, KRRiT nie będzie miała nic do powiedzenia. Wspomniał Pan o nadawcy społecznym. Według nowego projektu ustawy, o tym, kto otrzyma status nadawcy społecznego, będzie decydował jednoosobowo prezes Urzędu Komunikacji Elektronicznej desygnowany przez premiera. - W gruncie rzeczy tak... Oczywiście w projekcie tego rozwiązania umieszczono zapis mówiący o opinii KRRiT, ale taka opinia w tym przypadku nie będzie miała charakteru wiążącego. - Od kilku dni staram się wszystkich przekonać, że takie zapisy to błędne podejście do tematu. Nie może być tak, że urzędnik powoływany przez rząd, którego premier może odwołać, podejmuje tak kluczowe decyzje dla ustroju medialnego w Polsce. To powrót do tzw. Radiokomitetu, czyli do początku lat 90. Pana klubowy kolega poseł Tomasz Górski uważa również, że do upolitycznienia mediów prowadzą zapisy podporządkowujące programy regionalne kontroli samorządów terytorialnych. - Tak, to jeden z projektów PO, któremu jestem przeciwny, dlatego że jego przyjęcie oznaczałoby, iż walki polityczne, pewne sytuacje, jakie mają miejsce na szczeblu samorządów, przeniosą się dodatkowo do mediów. W gruncie rzeczy oznaczałoby to upartyjnienie mediów regionalnych i moim zdaniem nie będzie to służyć wypełnianiu przez nich misji. Powiedzmy wprost: chodzi o to, że w wielu samorządach regionalnych akurat teraz rządzi Platforma. Dziękuję za rozmowę. "Nasz Dziennik" 2008-01-30

Autor: wa