Sprzedaż bez zgody
Treść
Prokuratura i sejmowa bankowa komisja śledcza mają zająć się zbadaniem prywatyzacji wrocławskiego Banku Zachodniego. Kontrolę na temat sprzedaży banku irlandzkiemu inwestorowi przeprowadziło Ministerstwo Skarbu Państwa i - jak udało nam się ustalić - stwierdzono szereg nieprawidłowości. Gdyby minister skarbu Emil Wąsacz przestrzegał w pełni ówczesnego prawa, to do sprzedaży Banku Zachodniego nie powinno w ogóle dojść. Bank Zachodni (po wchłonięciu Wielkopolskiego Banku Kredytowego w Poznaniu funkcjonuje obecnie pod nazwą BZ - WBK) został sprzedany w czerwcu 1999 r. irlandzkiej firmie AIB European Investments Ltd., spółce-córce Allied Irish Bank za mniej więcej 2,3 mld złotych. Irlandczycy kupili wówczas 80 proc. akcji BZ. Prywatyzacja już wtedy wzbudziła wiele wątpliwości, a nawet protestów, także ze strony posłów koalicji AWS - UW. Kontrola Ministerstwa Skarbu Państwa w znacznej części potwierdziła te zastrzeżenia. Minister si´ nie zgodzi Podstawowy zarzut, jaki sformułowali kontrolerzy, dotyczy wad prawnych umowy o sprzedaży Banku Zachodniego. Wrocławski bank był dzierżawcą majątku należącego do innych państwowych podmiotów prawnych, np. Agencji Własności Rolnej Skarbu Państwa (obecnie Agencja Nieruchomości Rolnych) i banku PKO BP. W tej sytuacji minister skarbu Emil Wąsacz powinien wydać odrębną decyzję administracyjną, w której wyrażałby zgodę na zbycie akcji banku inwestorowi zagranicznemu. Takiej zgody jednak nie wyraził. Sprawa odżyła w lutym 2000 r., a więc osiem miesięcy po sprzedaży Banku Zachodniego. Minister wystąpił wówczas do rządowego biura prawnego o wydanie wykładni prawnej odnośnie do konieczności wydawania zgody na zbycie akcji. Ale prawnicy nie mieli wątpliwości, że taka zgoda była niezbędna. Co więcej, jak wynika z raportu z kontroli prywatyzacji BZ, na podobnym stanowisku stanął Sąd Najwyższy, który wydając orzeczenie w jednej z podobnych spraw, orzekł, że minister musi wydać najpierw zgodę na sprzedaż udziałów państwowej firmy, która korzysta z majątku innego państwowego podmiotu, a dopiero później można podpisywać umowę z inwestorem. Logicznie rzecz ujmując, nieważna jest też zgoda Komisji Nadzoru Bankowego na sprzedaż BZ. Komisją kierowała ówczesna prezes Narodowego Banku Polskiego Hanna Gronkiewicz-Waltz. Tymczasem minister Wąsacz uznał w jednym z kolejnych pism, że podpisując umowę o sprzedaży akcji BZ, jednocześnie wyraził zgodę na zbycie udziałów banku - wbrew stanowisku rządowych prawników. - Można w przypadku tej prywatyzacji mówić o niedopełnieniu obowiązków przez ministra Emila Wąsacza i narażeniu interesów Skarbu Państwa na straty - podsumowuje Grzegorz Janas, szef zespołu ds. kontroli procesów prywatyzacyjnych MSP. Zastrzega jednak, że nie oznacza to cofnięcia procesu prywatyzacji BZ. Wynikami kontroli nie jest zdziwiony poseł Andrzej Dera (PiS), członek sejmowej bankowej komisji śledczej. - Już przy badaniu prywatyzacji Banku Śląskiego stwierdziliśmy, że w jej trakcie były łamane procedury i przepisy prawa. Bank Zachodni byłby więc kolejnym przykładem patologii - mówi poseł Dera. Doradca si´ nie popisa Kontrolerzy resortu skarbu mają także uwagi do działań doradcy prywatyzacyjnego. Zostało nim konsorcjum Nicom Consulting Henryki Bochniarz wraz z kancelarią prawną A. Wiśniewski & P. Grzejszczak, które wygrało przetarg, wyprzedzając ponad 30 konkurentów do tego zamówienia. - Doradca powinien być specjalistą w swojej dziedzinie, znać się lepiej na prawie niż pracownicy ministerstwa. Jest po to wybierany, żeby prywatyzacja została przeprowadzona zgodnie z prawem i jak najlepiej dla interesów Skarbu Państwa - tłumaczy powody powoływania doradców prywatyzacyjnych Grzegorz Janas. Tyle teoria. A praktyka niestety w przypadku sprzedaży BZ była nieco inna. Doradca dokonał analizy ofert złożonych przez inwestorów zainteresowanych nabyciem akcji wrocławskiego banku. I w tym przypadku kontrola wykazała poważne zaniedbania. Po pierwsze, w MSP nie ma nawet śladu żadnego dokumentu, który by świadczył o tym, że doradca lub sam resort dokonał oceny wiarygodności AIB European Investments Ltd. Jedyny dokument to pismo wicepremiera Janusza Tomaszewskiego do wicepremiera Leszka Balcerowicza, w którym pada informacja, że inwestor ma kapitał w wysokości dwóch funtów, który dzieli się na dwa udziały po jednym funcie! Grzegorz Janas wyjaśnia, że tak niski kapitał nie musi świadczyć o tym, że inwestor nie ma pieniędzy. Jednak AIB European Investments Ltd. powinien przedstawić gwarancje od banku AIB, który był jego właścicielem, że spółka-matka zapłaci za akcje BZ. Nikt jednak zapewne o to nie zapytał, skoro nie ma śladu na ten temat w dokumentach dotyczących prywatyzacji banku. Nicom Consulting uaktywnił się ponownie, gdy wyszła na jaw sprawa braku, omawianej wcześniej, zgody ministra na sprzedaż akcji BZ. Henryka Bochniarz pisała w tej sprawie pisma do wiceminister Alicji Kornasiewicz i ministra Emila Wąsacza. Tymczasem od doradcy, uważają kontrolerzy, należałoby wymagać, aby powiadomił o tym fakcie przed podpisaniem umowy, a nie osiem miesięcy po niej. Czy więc w takim razie doradca zasługiwał na to, aby dostać ponad 6,5 mln zł wynagrodzenia za swoje usługi, jak wynikało z umowy, skoro swoimi działaniami naraził Skarb Państwa na straty? - Przy Banku Śląskim było podobnie. Naszym zdaniem, doradzający przy prywatyzacji BS bank Paribas powinien mieć zmniejszone wynagrodzenie, bo nie wykonał dobrze swojej pracy - podkreśla poseł Andrzej Dera. Co ciekawe, resort skarbu podpisał umowę z doradcą, mimo że w swoim budżecie nie miał pieniędzy na wypłatę dla niego wynagrodzenia. Było to więc jawne naruszenie dyscypliny budżetowej. Próbowaliśmy skontaktować się z byłym ministrem Emilem Wąsaczem i Henryką Bochniarz, aby poznać ich stanowisko wobec zarzutów Ministerstwa Skarbu Państwa, jednak bez powodzenia. Politycy pytajŕ Sprawa prywatyzacji Banku Zachodniego wzbudziła spore zainteresowanie polityków. Przeciwko sprzedaży akcji banku interweniowali szef Komitetu Integracji Europejskiej Ryszard Czarnecki i szef Komitetu Badań Naukowych prof. Andrzej Wiszniewski. Wskazywali oni, że BZ powinien zostać zaliczony do strategicznych spółek państwowych, które nie powinny być sprzedawane. Miał za tym przemawiać fakt, że bank znajdował się w gronie 50 największych polskich przedsiębiorstw. Był w dodatku w pierwszej dziesiątce banków w Polsce, mając pół miliona aktywnych klientów. Jednak minister skarbu Emil Wąsacz nie zgadzał się na takie działania. Według Wąsacza, było to niepotrzebne, skoro do strategicznych firm zaliczono tylko bank PKO BP, a na liście nie było Pekao SA i BGŻ. Sam minister, występując do rządu o wydanie zgody na sprzedaż BZ, argumentował, że dzięki temu wzrośnie konkurencyjność naszego sektora bankowego, rozwinie się także rynek kapitałowy, skorzysta również na tym sam prywatyzowany bank, bo inwestor miał zapewnić dopływ kapitału i know-how. Prywatyzacją mocno interesował się także wrocławski poseł Unii Wolności Władysław Frasyniuk. Wysłał on nawet list do wiceminister Kornasiewicz z sugestią, aby do komisji przetargowej, która miała wybrać doradcę prywatyzacyjnego, wprowadzono także przedstawicieli BZ. Wiceminister życzliwie odpisała, że osobiście nadzoruje tę prywatyzację. A cena? Kontrolerzy MSP, co warto podkreślić, zajęli się tylko stroną prawną prywatyzacji BZ. Nie rozstrzygali zaś kwestii, czy cena, za jaką Irlandczycy kupili bank, była odpowiednia, czy też może zbyt niska. To już raczej zadanie dla sejmowej bankowej komisji śledczej lub prokuratury. Niewykluczone jednak, że badane będą prywatyzacje innych banków, w tym również połączenie BZ z WBK. Z pewnością tymi sprawami zajmie się także bankowa komisja śledcza, która bada prywatyzacje polskich banków. Krzysztof Losz "Nasz Dziennik" 2007-08-06
Autor: wa