Wierzę, że zrealizuję swe marzenia
Treść
Rozmowa z Urszulą Radwańską, numerem jeden w juniorskim rankingu tenisistek Miniony rok na pewno dostarczył Ci mnóstwo pięknych wspomnień, gdybyś jednak mogła wybrać jedno... - ...byłby to triumf w juniorskim Wimbledonie. I to nie tylko dlatego że wygrałam, ale w niezwykłych okolicznościach. Przegrałam pierwszego seta, w drugim było już 0:3 dla rywalki i nagle się przełamałam. To był duży sukces. Równie mocno cieszę się jednak ze swej pozycji w juniorskim rankingu. Przed rokiem pierwsza była Agnieszka, teraz jestem ja. Takiej sytuacji nie było jeszcze nigdy w historii. Agnieszka jest już znana chyba w każdym zakątku tenisowego świata, teraz Ty idziesz w jej ślady. Jest Ci łatwiej z tego powodu, że starsza siostra jest znakomitą zawodniczką? - Tak i nie. Tak, bo Agnieszka przeciera drogę, dodatkowo mnie motywuje. Poza tym kiedy na nią patrzę, to wierzę, że i ja mogę dojść daleko, znaleźć się wśród najlepszych. Mamy przecież tego samego trenera (śmiech), tak samo pracujemy. Ale jest i druga strona medalu. Każdy mnie z siostrą porównuje, oczekuje ode mnie, że już teraz będę grała tak samo i odnosiła podobne sukcesy, a to nie jest takie łatwe. Ta presja mi czasami nie pomaga, ale oczywiście nie narzekam. Cieszę się, że Agnieszka tak się rozwija, a mnie pozostaje ją gonić. Jaka cecha siostry na korcie najbardziej Ci imponuje? - Spokój. To niezwykłe, jak potrafi sobie radzić w trudnych momentach, jak bez żadnych kompleksów walczy z najlepszymi. Poza tym jednak my jesteśmy całkiem innymi zawodniczkami, gramy różny tenis, mamy inne charaktery. Siłą Agnieszki jest technika, finezja, umiejętność przewidzenia zagrania rywalki, mnie natomiast podoba się styl gry Sereny Williams, bardziej agresywny, dynamiczny, waleczny. Co musisz poprawić, by znaleźć się w światowym rankingu bliżej Agnieszki? - Wszystko po kolei. Nie ma jednego elementu, zagrania, uderzenia, które mogłabym poprawić i od razu przełożyłoby się to na wyniki. Chcąc awansować najpierw do czołowej setki, a potem gonić Agnieszkę, muszę pracować nad wszystkim. Nie przerażają Cię wymagania i wyrzeczenia, jakie niesie ze sobą uprawianie sportu? Masz dopiero 16 lat, Twoi rówieśnicy mogą się bawić, podczas gdy Ty musisz harować w pocie czoła, nawet gdy już nie masz na to sił i ochoty. - Tenis jest dobrą szkołą życia. Zdarza się, że już faktycznie brakuje mi sił, chcę zejść z kortu, ale tata na to nie pozwala. Po kilku minutach mam tę satysfakcję, że się nie dałam, przełamałam jakąś chwilę słabości. Kiedy miałaś ostatnio kilka dni z rzędu wolnego, podczas których mogłaś się zająć "nicnierobieniem"? - Oj, to jest najtrudniejsze pytanie, muszę sięgnąć kilka lat wstecz. Czasami, gdy jesteśmy w Krakowie, to mam wolną niedzielę, niekiedy trenujemy tylko rano, a po południu mogę iść na zakupy lub do kina. Ale nie uważam, żebym coś traciła. Wręcz przeciwnie. Sport mnie wiele nauczył, zahartował, pomógł twardo stąpać po ziemi. Każdy mecz był dla mnie nowym doświadczeniem, z którego coś wyniosłam. Poza tym mogłam doszlifować język, zwiedzić wiele wspaniałych krajów, poznać świat. Nie miałam chwil zwątpienia, w których zastanawiałam się, czy faktycznie tenis to jest to, co chcę robić. Choć nie musisz, kończysz powoli rywalizację z rówieśniczkami, koncentrując się na walce z seniorkami. To spore wyzwanie. - No tak, w grudniu rozegram ostatni turniej juniorski, w przyszłym roku będą już grała z seniorkami. Chcę piąć się w górę rankingu, a najlepszy sposób na podnoszenie swych umiejętności to rywalizacja z lepszymi od siebie. Wiem, że to duże wyzwanie, rywalki będą ode mnie starsze, silniejsze fizycznie, bardziej doświadczone. Będę musiała dawać z siebie więcej niż sto procent, ale mnie to nie przeraża. Jaki jest zatem Twój sportowy cel? - Być najlepszą. Proste. Co zrobić, by tak było? - Ciężko trenować. Nieraz przekonałam się, że jak czegoś bardzo się pragnie, jednocześnie pracując niezwykle ciężko - to można realizować swe marzenia. Po drodze zdarzy się niejeden przegrany mecz, ale trzeba szybko o nim zapomnieć, nie poddawać się i konsekwentnie robić swoje. Moim marzeniem jest wygrać Wielkiego Szlema z Agnieszką w finale... To rodzina miałaby problem, komu kibicować... - Problem? Nie, to byłoby wielkie szczęście, realizacja najwspanialszych marzeń. Na razie jednak muszę się skoncentrować na tym, aby Agnieszkę gonić. To moje najbliższe zadanie. Dziękuję za rozmowę. Piotr Skrobisz "Nasz Dziennik" 2007-11-28
Autor: wa