Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Za dużo decybeli w szkole

Treść

Problemy z koncentracją, zawroty i bóle głowy, drażliwość, zmęczenie i szumy uszne - to tylko niektóre objawy występujące u dzieci narażonych na zwiększony hałas, z jakim mają do czynienia m.in. w czasie przerw lekcyjnych. Jak wynika z badań przeprowadzonych przez warszawski Instytut Fizjologii i Patologii Słuchu, na dolegliwości te cierpi co trzeci uczeń szkoły podstawowej. Eksperci ostrzegają, że zlekceważenie problemu przez nauczycieli i rodziców może doprowadzić do trwałego uszkodzenia słuchu u naszych pociech. Z danych Instytutu Fizjologii i Patologii Słuchu wynika, że na centralne wady słuchu cierpi aż 30 procent dzieci uczęszczających do szkół podstawowych. Chodzi tu o wady zlokalizowane na poziomie wyższych struktur układu nerwowego, czyli pnia mózgu, ośrodków podkorowych i korowych. Są one trudne do wykrycia, gdyż ich objawy nie wskazują jednoznacznie, że dziecko źle słyszy. Pojawiają się wówczas problemy z koncentracją, zawroty i bóle głowy, drażliwość, zmęczenie i szumy uszne. Jak zaznaczają lekarze, wynika to ze stałego przebywania dzieci w miejscach o zbyt wielkim hałasie, m.in. w czasie przerw lekcyjnych w szkołach. Natężenie hałasu sięga wówczas nawet 110 decybeli, podczas gdy dopuszczalna norma to 80 decybeli. - Kiedy dziecko przebywa przez pół godziny w miejscu o zwiększonym hałasie, na przykład w czasie dłuższej przerwy lekcyjnej, ma potem problemy z koncentracją na lekcji, jest rozkojarzone i rozdrażnione. A powrót do normalnego słyszenia zajmuje mu blisko osiem następnych godzin - mówi prof. Henryk Skarżyński, dyrektor IFiPS. Zdaniem prof. Andrzeja Czyżewskiego, kierownika Katedry Systemów Multimedialnych Politechniki Gdańskiej, pewnym wyjściem z sytuacji może być monitorowanie natężenia hałasu w szkołach za pomocą specjalnych aparatów, co pozwoliłoby uświadomić nauczycielom i rodzicom to, jak bardzo hałas niszczy słuch ich dzieci. Medycy podkreślają też, że istotny problem stanowi wycena kosztów leczenia centralnej wady słuchu u dzieci, co skutkuje trudnością z uzyskaniem środków na diagnostykę i rehabilitację z Narodowego Funduszu Zdrowia. Większość dzieci, które źle słyszą, zgłasza się bowiem do Instytutu Fizjologii i Patologii Słuchu ze skierowaniem określającym ogólne upośledzenie słuchu. Diagnostyka obejmuje wtedy wszystkie możliwe, ale niekoniecznie trafne, aspekty tej wady. Koszt ich leczenia jest natomiast wielokrotnie większy niż środki, jakie szpitale otrzymują z NFZ. Dwu-, a nawet trzykrotną różnicę pokrywa oczywiście sam Instytut. Chodzi tu o znaczną kwotę, gdyż placówka hospitalizuje nawet do 600 małych pacjentów rocznie. Instytut liczy wprawdzie na zwiększoną wycenę świadczeń, czy jednak ją uzyska, nie wiadomo. Fundusz nie spieszy się bowiem z kontraktacją umów na warunkach proponowanych przez szpitale kliniczne i instytuty medyczne. Anna Ambroziak "Nasz Dziennik" 2008-12-18

Autor: wa