Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Zamiast lustracji otwórzmy archiwa

Treść

Polskie sądy nie są w stanie nikomu udowodnić agenturalnej przeszłości, więc lustracja w obecnym kształcie nie ma większego sensu - uważa dr Sławomir Cenckiewicz, autor książki "Sprawa Lecha Wałęsy". Podkreśla, że lepiej byłoby, gdyby archiwa Instytutu Pamięci Narodowej zostały otwarte i lustracja toczyła się swoim własnym życiem.

- W Polsce nie ma szans, by przeprowadzić lustrację, w trakcie której sąd będzie w stanie uznać, że ktoś świadomie współpracował ze Służbą Bezpieczeństwa. Dlatego lustracja, taka jaka w Polsce obecnie obowiązuje, nie ma większego sensu - mówił dr Sławomir Cenckiewicz podczas ostatniego już autorskiego spotkania z czytelnikami z Bielska-Białej promującego książkę "Sprawa Lecha Wałęsy". Autor chce się teraz skupić na kolejnej publikacji.
Według niego, lustracja w Polsce została zatrzymana wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego z 1998 roku. Orzeczenie to bowiem stawia przed sądami wymogi, których nie są w stanie spełnić, chcąc uznać, że dana osoba była świadomym TW. Dzieje się tak m.in. dlatego, że przed sądem należy wykazać, że dany TW zaszkodził swoją działalnością. W praktyce jest to materia bardzo trudna do oceny i bardzo rozległa jeśli chodzi o interpretację faktów. Ponadto sąd musi mieć materiały dowodowe poświadczające wyrażenie chęci podjęcia współpracy oraz pobierania pieniędzy za swe "usługi". Tymczasem, jak wynika ze statystyk SB z lat 1979-1980, aż 70 procent TW nie brało za swą działalność pieniędzy, gdyż traktowało ją jak służbę. - Jesteśmy więc w sytuacji, w której każdy były tajny współpracownik SB przed sądem się wybroni, bo będzie się powoływał na wyrok Trybunału Konstytucyjnego. Przez to orzeczenie można stwierdzić, że w Polsce właściwie lustracji nie ma - podkreślił Cenckiewicz. Jak zaznaczył, przykładem jest sprawa Lecha Wałęsy. - Osoby, które mu wynosiły akta, czyściły archiwa UOP i MSW z akt, które dotyczyły Wałęsy, przywoziły mu je w nocy do Belwederu, w jego procesie lustracyjnym były świadkami obrony - mówił. Ciekawe jest też to, że sąd, mając w posiadaniu akta ze śledztwa w sprawie zniknięcia akt Wałęsy, nie podjął żadnych kroków, by tę sprawę zweryfikować. - W tych dokumentach był dokładny spis, jakie dokumenty Wałęsie wypożyczono. Była tam m.in. odtworzona notatka opisująca przebieg jego werbunku z grudnia 1970 roku. To wszystko sąd wiedział, ale nie wykorzystał tej wiedzy w czasie procesu lustracyjnego Wałęsy. Ten proces nie miał szans na inne zakończenie - dodał.
Zdaniem Cenckiewicza, wyjściem z tej patowej sytuacji jest możliwie szerokie otwarcie archiwów Instytutu Pamięci Narodowej. - Trzeba się skupić na maksymalnym otwarciu archiwów IPN i niech taka "lustracja" toczy się dalej własnym życiem - przekonuje.
Marcin Austyn, Bielsko-Biała
"Nasz Dziennik" 2009-01-13

Autor: wa